Na wstępie warto wyjaśnić sobie samo pochodzenie tego nieco egzotycznego słowa jakim jest lajkonik. Pomyślcie bowiem, cóż takiego może to w ogóle znaczyć? Jest kilka teorii i spróbujemy się z nimi zmierzyć.
Po raz pierwszy samo słowo lajkonik pojawia się w 1866 roku w tekście archeologa Józefa Łepkowskiego. Zdaniem niektórych badaczy, początków funkcjonowania słowa lajkonik należy się dopatrywać w języku niemieckim, z którego miałaby się wywodzić pierwsza część naszego słowa, czyli laj. Owo laj miałoby pochodzić od niemieckiego Lauf, które z kolei miało się wiązać z określeniem Leibpferd, które zaś wiązane jest z postacią tak zwanego Leichkonika, śląskiej wariacji na temat majowego króla.
Zwolennikiem innej interpretacji był wybitny polski etnograf Oskar Kolberg, który wywodził lajkonika ze zbitki słów lalka i konik, czyli lalkonika, co miało nawiązywać do kukiełkowego charakteru postaci.
Pojawiają się również analizy ze słowem lej, czyli bij, w domyśle Tatarzyna. Tutaj znajdujemy bezpośrednie nawiązania do legendy o Lajkoniku. Oprócz tego natknąć się można na interpretacje sięgające słów takich jak hulaj, wskazujących na odświętny charakter postaci. Niezależnie od tego jaką z interpretacji przyjmiemy, jedno jest pewne - Lajkonik od niemal dwustu lat bawi krakusów z okazji parady Bożego Ciała i wiele wskazuje na to, że kolejne dekady będą dla niego równie łaskawe a jego pochody nie wytracą impetu i świątecznej pompy.
Zgodnie z najpopularniejszym podaniem, geneza lajkonikowego pochodu sięga XIII wieku, kiedy to Tatarzy najechali Małopolskę i obrali sobie za cel zamożny Kraków. Traf chciał, że podeszli pod miasto w dzień Bożego Ciała. Mieszczanie dowiedzieli się o tym podczas świątecznej procesji, ale zamiast wpaść w panikę, dali się porwać jednemu z włóczków, czyli flisaków odpowiedzialnych za spław drewna do pobliskich kopalni soli, i z bogobojnymi pieśniami na ustach ruszyli na wroga. Niespodziewający się takiego obrotu spraw Tatarzy ulegli furii mieszczan, a znaczna ich liczba padła trupem u stóp zwycięzców. Wśród nich znaleźć się miał sam dowódca nieszczęsnego czambułu. To właśnie w jego pyszne szaty przyodziano przywódcę mieszczan i w uroczystym pochodzie poprowadzono go z powrotem do Krakowa. Na pamiątkę tej wiktorii zrodził się zwyczaj corocznego przebierania jednego z włóczków w tatarski strój i uroczystego przemarszu Lajkonika przez miasto.
Legenda legendą, ale badacze nieco sceptycznie podchodzą do tego typu rewelacji. Ciekawą teorię wysunął wspomniany wcześniej Oskar Kolberg, który korzeni uroczystych procesji z konikiem dopatrywał się jeszcze w czasach pogańskich, a kolejni etnografowie dostrzegali w nich reminiscencje tzw. obrzędzie koniarza, lub nawet pochodów ku czci Światowida.
Wspomina się również o upamiętnieniu morawskiego zwycięstwa nad Tatarami z początków XIII wieku i związanych z tym hucznych uroczystości, albo o wpływie średniowiecznych procesji z okazji Niedzieli Palmowej.
Pojawia się też teoria o dziewiętnastowiecznej preparacji obrzędu i czymś, co dziś moglibyśmy nazwać PR-owym zabiegiem miejskiego magistratu. Ta teoria, choć pozbawiona romantycznej otoczki, zdaje się niezwykle ciekawa z perspektywy współczesnego marketingu i zasad świadomego kreowania swojego wizerunku przez władze miasta Krakowa.
Zgodnie ze źródłami historycznymi, pierwsze pochody z okazji Bożego Ciała, które moglibyśmy uznać za prekursorskie względem lajkonikowych harców, organizowali zwierzynieccy włóczkowie, którzy wespół z ss. norbertankami w kościele Najświętszego Salwatora w Zwierzyńcu, hucznie celebrowali czerwcowe uroczystości. Najstarsza wzmianka o tego typu pochodach pochodzi z 13 czerwca 1700 roku. Trzydzieści osiem lat później w pochodzie pojawić się miał już ktoś, kogo możemy z pewną dozą ostrożności uznać za protoplastę Lajkonika. Co ciekawe, informacja o tego typu postaci pojawia się niejako przy okazji wzmianki o bójce, do której miało dojść pośród uczestników pochodu. Lajkonik wkroczył zatem na arenę dziejów z iście biesiadnym przytupem.
Późniejsze losy pochodu bywały nieco burzliwe, a same harce, jak to często bywa, wymykały się nieraz spod kontroli organizatorów. Pod koniec XVIII wieku władze kościelne zakazały nawet błazeństw i przebieranek przy okazji procesji Bożego Ciała, a sam konik wraz z orszakiem nie miał już wstępu na krakowski Rynek.
Sytuacja uległa liberalizacji w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to finansowania uroczystości podjął się miejski magistrat, a samą organizacją zajmowała się rodzina Micińskich, którzy, co niezwykle ciekawe, wywodzili się z potomków dawnych włóczków. Pod koniec XIX wieku władze miejskie zobowiązały nowo powstałe Towarzystwo Miłośników Historii i Zabytków Krakowa do koordynacji współpracy z rodziną Micińskich przy organizacji pochodu. To właśnie wtedy ukształtował się skład zespołu, w którego skład, obok samego Lajkonika, wchodzić mieli grajkowie, chorąży, a także członkowie asysty. Od tego czasu pochód zaczął zyskiwać na rozmachu i rokrocznie przyciągał coraz większą liczbę widzów.
Pochód Lajkonika to niebywałe przeżycie oddające historycznego ducha królewskiego miasta. Naszym skromnym zdaniem to wydarzenie, którego przynajmniej raz w życiu trzeba doświadczyć na własnej skórze. Zachęcamy Was do odwiedzenia Krakowa właśnie w czerwcu. Jakkolwiek każdy inny miesiąc w Krakowie jest równie piękny, to szczególnie zachęcamy do zobaczenia na własne oczy niesamowitej procesji na czele z Lajkonikiem. A skoro już znajdziecie się w naszym mieście, to serdecznie zapraszamy na wycieczki, które przybliżą Wam historię Krakowa i pozwolą lepiej zrozumieć wyjątkowość miejsca, które przyjdzie Wam zobaczyć: https://oprowadzamy.pl/pl/krakow/. Może napotkacie na jednej z nich samego Lajkonika?
Copyright © 2020
Oprowadzamy.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.